Emilia
30.10.2012 roku znalazłam się na indywidualnej modlitwie uwolnienia, wierzę, że nie mógł być to przypadek, skoro życie swoje zawierzyłam Chrystusowi – to On mną kieruje i pomaga rozwiązać rzeczy na pozór nierozwiązywalne.
Mam ogromną świadomość, że zło i grzechy naszych pokoleń wpływają destrukcyjnie na nasze życie tu i teraz. Zastanawiamy się często, czemu coś dziwnego i nietypowego nam doskwiera, a jest to często ciążki grzech, którego dopuścił się ktoś z naszych przodków. Tak było w moim przypadku. Grzech aborcji, jakiego dopuściła się moja mama (wtedy nieświadoma tego, jakie konsekwencje to niesie), sprawił, że moje macierzyństwo zostało skomplikowane. Bardzo trudno jest mi opisać słowami to, czego doświadczałam, ale postaram się zrobić to najlepiej, jak potrafię.
12.03.2011r. na świat przyszedł mój synek – Piotr. Dziwnie to zabrzmi – ale nie umiałam go kochać tak, jak kochał go maż, nie była to w żadnym wypadku depresja poporodowa, nie miałam traumy wynikającej z samego porodu. Nie umiałam go pokochać bezwarunkowo – spontanicznie, z taka lekkością i radością w sercu, choć był ładnym słodkim bobasem, ja dawałam mu z siebie tylko tyle, że był zawsze nakarmiony, czyściutki, zabawiany i uśpiony na czas. Nie mogłam dać nic więcej ponad to, co mu dawałam, chociaż z całego serca pragnęłam mu ofiarować matczyną bezinteresowną miłość. Ciągle myślałam, kiedy dorośnie i skończy się mój obowiązek wobec dziecka. Było mi dobrze, gdy wieczorem już zasnął, a jednocześnie czułam, że jest to mój wewnętrzny dramat, bo jak można się cieszyć, że dziecko już śpi i mam „święty”” spokój??? A jednak tak było.
Gdy Piotruś miał pond rok, postanowiliśmy z mężem starać się o drugie dziecko, choć wiedziałam, że z takim podejściem emocjonalnym – z dwojgiem dzieci zamęczę się i uduszę wewnętrznie. Będąc w drugiej ciąży, już myślałam kiedy to moje dzieci dorosną i skończy się mój obowiązek wobec nich. Wiem, że matkom kochającym nie będzie się w głowie mieściło, skąd takie dziwne myśli tkwiły w moim wnętrzu, ja też tego nie pojmuję, ale to zakorzeniony głęboko grzech mojej mamy siedział we mnie i w taki sposób dawał o sobie znać. Będąc w połowie drugiej ciąży, postanowiłam szukać pomocy u Jezusa za pośrednictwem indywidualnej modlitwy uwolnienia prowadzonej w Domu Miłosierdzia w Józefowie. Po modlitwie następnego dnia rano obudziłam się i nic spektakularnego się nie wydarzyło. Pomyślałam: „widocznie nie taka jest wola Boża”. A jednak, cud uzdrowienia moich emocji nastąpił nieco później. Mogę nawet podać dokładną datę 🙂 – dzień narodzin mojej córeczki: 12.03.2013r. Gdy ją zobaczyłam, poczułam to, czego nie czułam, gdy pojawił się syn. Tak ludzkimi słowami – to tak jakby błogi balsam na mnie spłynął z nieba, Chrystus zdjął ze mnie kamień, który tak mocno ciążył i dusił. To było coś niesamowitego, mimo, że miałam cesarkę i wszystko tak bardzo bolało, to był słodki ból, który pokornie znosiłam patrząc na córeczkę. Od dnia porodu do dziś nie przeszkadzają mi nieprzespane noce, wylane soczki na dywan, zupa we włosach i reszta „atrakcji”, które funduje mi córeczka. To jest mój CUD UZDROWIENIA. Teraz jeszcze będę prosić Jezusa o uzdrowienie moich uczuć względem synka, bo to nie zostało jeszcze przepracowane. Mimo, iż dzieci są do siebie tak podobne, ja odczuwam tak inne emocje względem nich. Wierzę, że Chrystus i teraz przyjdzie do mnie z uzdrowieniem.
Jak cudownie jest umieć kochać tak po prostu, spontanicznie i mimo wszystko.
Chwała Panu!!!!