ŁAP PIĘĆ KLUCZY

ŁAP PIĘĆ KLUCZY! 

czyli o modlitwie uwolnienia

Kamila Rybarczyk

 

Pukam do sąsiada. Po chwili drzwi uchylają się.

– Cześć Janek, mam kilka mebli do przewiezienia. Mógłbyś jakoś pomóc? – pytam.

– Nie ma sprawy. Wezmę tylko kluczyki – odpowiada bez wahania.

Po kilku minutach jazdy samochodem przerywam ciszę:

– A co u ciebie? Nadal zajmujesz się tkaninami? – kontakt urwał nam się jakiś czas temu, choć wciąż mieszkamy niedaleko.

– A wiesz… – zaczyna Janek. ­– Wszystko się poplątało… Przeszło dwadzieścia lat dawałem się wykorzystywać innym, w końcu zmądrzałem. Zlikwidowałem działalność. Nie można już dziś liczyć na kogokolwiek ani nikomu ufać – z goryczą mówi Janek.

Nie dowierzam temu, co słyszę. Znamy się od kilku ładnych lat. To szlachetny i dobry z natury człowiek, rzadko dziś spotykany typ pioniera. Kilka lat temu bardzo mi pomógł, zupełnie bezinteresownie…

– Widzisz, Kamila, mamy coś wspólnego: chcemy pomagać innym – kontynuuje Janek. – I ja znalazłem nowy sposób na życie, będę pomagał ludziom bioenergoterapią.Niedługo kończę szkolenia. Mam dość życia tylko po to, by „mieć”, a chcę żyć, by nareszcie „być”. Całe życie tylko ciężko harowałem. Okazuje się, że mam w sobie moc, by uzdrawiać innych.

Słuchając tego zamarłam.

– Janek, a ty wiesz, skąd jest ta moc, o której mówisz? – pytam.

– Tak, z kosmosu – odpowiada Janek. – Kamila, zmieńmy temat. Wiem, że masz inne zapatrywania i nie ma co cię przekonywać – dodaje.

– Ale ta moc „z kosmosu” nie jest mocą, którą człowiekowi można pomóc! – nie daję za wygraną. – Rozmawiałeś może z kimś, kto posługiwał taką mocą? Powiedział ci, jakie konsekwencje przyniosło to w jego życiu?

– Tak, tak, wiem. Straszą, że życie się sypie, ludzie tracą majątki, rodzinę, pracę, zdrowie – wylicza Janek. – Ale potem znów stają na nogi, mają nowe związki i rodziny… – dodaje jakby zamyślony.

– I ty tego chcesz?

– Ja i tak nie mam nic do stracenia – rzuca oschłym tonem.

Ma smutne oczy. Dalej jedziemy w ciszy. Myślę o jego żonie i dwóch córkach. Jedna wkrótce skończy szkołę ponadgimnazjalną, a druga – wymarzoną uczelnię. We czwórkę tworzą wspaniałą, ciepłą rodzinę i są bardzo lubiani jako sąsiedzi. Co mu strzeliło do głowy z tym „uzdrawianiem”?

– Janek, a znasz bioenergoterapeutę, który pomaga ludziom za darmo? – wyskakuję jak Filip z konopi.

– Noo… nie. Ja też mam zamiar brać za to pieniądze, bo przecież lokal, który wynajmę, trzeba będzie utrzymać – odpowiada nieco zaskoczony Janek.

– A Jezus czynił dobrze ludziom, uzdrawiał ich i leczył całkowicie ZA DARMO. Jak myślisz, jaką mocą On to robił? Dlaczego więc bioenergoterapeuci nie pomagają ludziom za darmo? Przecież Jezus też musiał się utrzymać, wyżywić nie tylko siebie, ale i swoją Matkę – wypalam jednym tchem.

Zapada cisza. W Janku chyba coś drgnęło. Patrzy przed siebie. Po chwili mówi, jakby od niechcenia:

– Wiesz, wystarczył jeden telefon od mojego ojca… Zrozumiałem, że to, co robię w życiu, nie ma najmniejszego sensu.

Słyszałam, że jakiś czas temu zmarł mu ojciec. Janek robił wszystko, aby go ratować, ale nie udało się. Starszy pan przegrał walkę z rakiem.

W drodze powrotnej próbuję jeszcze raz:

– A co z nieruchomościami? Robiłeś, zdaje się, jakiś kurs z tym związany?

– Kończę go za dwa tygodnie. Została mi jeszcze matematyka do zaliczenia – odpowiada.

– Jak coś potrzebujesz z matmy, to wiesz, gdzie szukać pomocy. Zapraszam! – rzucam jeszcze, wysiadając z samochodu. – Dziękuję ci za dzisiejszą pomoc. Te meble były bardzo potrzebne dzieciom, do których trafiły.

– Cieszę się, że mogłem się przydać – uśmiecha się Janek.

Wieczorem dzwoni telefon.

– Kamila, miałbym kilka pytań z rachunku prawdopodobieństwa – słyszę głos Janka.

– Co prawda nie jest to mój ulubiony dział, uprzedzam lojalnie, ale chętnie ci pomogę! – odpowiadam z radością w sercu.

Zaświtała nadzieja…

A teraz pytanie do ciebie, drogi Czytelniku: grałeś kiedyś w statki? Jeśli tak, to powyższą sytuację życiową Janka można wyrazić słowami: „trafiony”, ale „NIE zatopiony”!

Koło ratunkowe czy brzytwa?

Są w naszym życiu różne sytuacje i wydarzenia, które powodują, że zostają w nas zapisane fałszywe słowa, urazy, krzywdy czy kłamstwa o nas samych. Zatrzymujemy się wówczas lub nawet cofamy w podjętym wcześniej działaniu, pracy, misji czy jakimś zamiłowaniu. Bezskutecznie szukamy sposobu na pozbycie się depresji, nerwicy, niemożności podjęcia decyzji, uzależnień, skutków negatywnych zachowań i sytuacji z przeszłości – tego wszystkiego, co powoduje, że nie ufamy Bogu, sobie i innym. Możemy też odnosić wrażenie, że non stop wracamy do tego samego punktu wyjścia lub wszystko nam się w życiu „sypie”. Nie jesteśmy w stanie realizować ani podjąć drogi osobistego lub zawodowego powołania, choć na zewnątrz wszystko wydaje się być w porządku. Blokujemy się na życie i doświadczamy paraliżujących lęków. Jesteśmy przekonani, że nawet modlitwa nie jest w stanie nam pomóc ani niczego zmienić. Mamy poczucie „walenia głową w mur”. Wszelkie próby szukania pomocy spełzają na niczym. Odnosimy wrażenie, że stoimy w martwym punkcie. I to jest odpowiedni moment, by w życiowej topieli chwycić koło ratunkowe, a nie brzytwę! Tym kołem jest modlitwa uwolnienia wg modelu „pięciu kluczy” Neala Lozano.

„Pięć kluczy”

…oznacza pięć kroków w modlitwie. Każdy klucz otwiera kolejny zamek zaryglowanych drzwi naszego serca – ku wolności i radości Bożego dziecka.

Klucze te stanowią:

  1. Wyznanie wiary – uznanie Jezusa Chrystusa swoim Panem.
  2. Przebaczenie (sobie i innym).
  3. Wyrzeczenie się złego – to moment podjęcia decyzji zerwania ze złem w swoim życiu.
  4. Złamanie mocy złego.
  5. Błogosławieństwo Boga Ojca.

Jak pozbyć się tego, co nas zatrzymuje?

Może to zaskakujące, ale najczęściej „zatrute strzały” trafiają nas ze strony osób szczególnie nam bliskich i kochanych. Kłamstwo, które kiedyś usłyszałeś na swój temat od mamy, taty czy innej bliskiej osoby – jest najtragiczniejsze w skutkach. Mogą nim być np. słowa: „jesteś do niczego”, „nic z ciebie nie będzie”, „żałuję, że cię urodziłam”, „nic nie potrafisz”, „zawsze wszystko psujesz”, „jesteś brzydka”, „zawsze wiedziałem, że nie można ci ufać” itp. I odwrotnie. Mogą to być słowa, które powinny kiedyś paść, a nigdy ich nie usłyszałeś, np. że można na ciebie liczyć, że komuś na tobie zależy, że jesteś wartościowy, dobry, kochany itp. Syn być może nigdy nie usłyszał, że ojciec jest z niego dumny, że uważa go za odważnego, mądrego i dzielnego chłopca lub mężczyznę. A córka – że jest piękna, dobra, wrażliwa i czuła. I żyjemy z powstałymi w ten sposób brakami emocjonalnymi, psychicznymi czy zranieniami przez wiele lat. Dobudowujemy też (często nieświadomie) do tego wszystkiego mur z własnych negatywnych myśli, uprzedzeń i wątpliwości, o który nieustannie później się rozbijamy. Aby móc pójść przynajmniej krok dalej w życiu – należy takie sytuacje oddać Bogu. Czynimy to poprzez wyrzeczenie się konkretnego kłamstwa, któremu daliśmy wiarę, i które (czasem od wielu lat) sieje w nas spustoszenie.

Niezbędny czynnik ku uwolnieniu

Może być i tak, że sami rodzice, rodzeństwo, przyjaciel lub ktoś, kto był dla ciebie ogromnym autorytetem, zniszczyli twoje poczucie własnej wartości, bezpieczeństwa czy godności przez odrzucenie, publiczne wyśmianie, zlekceważenie, agresję, gwałt, zgorszenie, zdradę, nadużycie zaufania czy inne słabości. Najkrócej – przez okazany brak szacunku, akceptacji i miłości. I to należy im wybaczyć. Mogą też ciągnąc się za nami skutki decyzji i sytuacji, w których zachowaliśmy się tak, że do dziś nie możemy sobie tego darować (np. aborcja, rozpad małżeństwa, nieprzebaczenie komuś w chwili jego śmierci). Jeśli chcemy być wolni, takie zdarzenia również musimy sobie wybaczyć. Podobnie i te, za które obwiniamy Boga (np. śmierć bliskiej osoby). Będzie to możliwe tylko mocą Jezusa Chrystusa. Jest to decydujący i niezbędny krok ku uwolnieniu, a często też i uzdrowieniu – na płaszczyźnie duchowej, psychicznej lub fizycznej.

 

Owoce uwolnienia

Uwolnienie przywraca siłę do wzięcia odpowiedzialności za życie swoje i drugiego człowieka. Otwiera też na bliźniego. Zaczynasz widzieć swoje obdarowanie i cieszyć się nim, nie skupiasz się już na brakach. Doświadczenie Boga Ojca, który jest bliski, kochający, dobry i miłosierny (a czasem w ogóle pierwsze doświadczenie, że masz Ojca) – daje uwolnienie. W parze z uwolnieniem otrzymujesz Boże błogosławieństwo. Musisz uważać jednak na to, by znów nie dać wiary kłamstwu na swój temat. Pomoże ci w tym współpraca z Bogiem, którą łatwo możesz nawiązać przez regularne życie sakramentalne oraz modlitwę osobistą.

P.S. Janek otrzymał niezbędne informacje o modlitwie uwolnienia. Dowiedział się również, że proszącymi o modlitwę uwolnienia są nierzadko uprzedni klienci bioenergoterapeutycznych uszczęśliwiaczy rodzaju ludzkiego. Z której propozycji skorzysta i co wybierze? Nie wiem. Mam jednak cichą nadzieję, że wybierze koło ratunkowe, a nie brzytwę…